czwartek, 10 kwietnia 2014

Jeden - Wspomnienie



Siedziała przy toaletce i nakładała na twarz delikatny podkład. Przyjrzała się sobie i kiedy stwierdziła, że nie widać już żadnych niedoskonałości, sięgnęła po maskarę. Jej ręka trafiła w pustkę. Spojrzała w dół na półkę i po raz kolejny w tym tygodniu nie natrafiła na swój ulubiony kosmetyk. Rozejrzała się po toaletce, może jednak położyła ją gdzieś indziej, jednak wiedziała, że to bez sensu. Podniosła się i szybkim krokiem przemaszerowała przez swój pokój i wyszła na korytarz i skierowała się w stronę drzwi sypialni matki.
Julia miała już serdecznie dość tego, że jej rodzicielka bez pytania brała jej rzeczy. Przeżyłaby jeszcze gdyby pożyczała tylko ubrania, ale mama najbardziej upodobała sobie jej kosmetyki. Od czasu ich przeprowadzki do Paryża Elena Rodriguez, niegdyś pani Bartra, z roku na rok dziecinniała i zachowywała się coraz gorzej. Julia doszła do wniosku, że matka tak reaguje na to, że po tylu latach związku została sama. Że jeśli zacznie się zachowywać niczym młoda kobieta, jej córka będzie chciała spędzać z nią czas i nie zostawi jej samej, że będzie miała w młodej Hiszpance przyjaciółkę. Jednak działania Eleny przynosiły całkiem odwrotny skutek. Z każdym dniem Julia miała jej już coraz bardziej dość. Pożyczanie ubrań, imprezy do białego rana, ignorowanie pracy i obowiązków, działania starszej Hiszpanki Julia mogłaby wymieniać godzinami. Dzisiejsza kradzież jej ulubionego kosmetyku przelała falę goryczy.
Bez pukania otworzyła drzwi do sypialni matki i wparowała do środka.
- Mam... - słowa zamarły jej w ustach.
Julia stanęła jak wryta i patrzyła oniemiała na jej mamę, która leżała w objęciach nagiego mężczyzny niewiele starszego od młodej Hiszpanki. Dziewczynie po prostu zabrakło słów na głupotę rodzicielki. Nie potrafiła odwrócić wzroku od głowy Eleny, która spoczywała na torsie chłopaka.
- Mamo, co to do cholery jasnej ma być ?! - odezwała się w końcu - Kto to jest ?!
Elena powoli otworzyła oczy i spojrzała na swoją córkę.
- Julia uspokój się, nie krzycz tak - powiedziała cicho.
- Jak mam się uspokoić, jak wchodzę to ciebie do pokoju, a tu nagi facet !
- Nie nagi facet, tylko Francois. Nie zastałabyś nas w takiej sytuacji, gdybyś zapukała to drzwi - skarciła ją.
- Gdybym zapukała do drzwi ! - Julia prychnęła - Nie zastałabym cię w takiej sytuacji, gdybyś nie sprowadzała do domu swoich kochasiów !
- Julia wyrażaj się do jasnej cholery ! - Elena usiadła na łóżku i swoim wrzaskiem obudziła śpiącego obok mężczyznę.
- Eeee dzień dobry - powiedział zażenowany, gdy ujrzał wpatrującą się w niego Julię.
-  Nie no, ja mam już tego wszystkiego dość ! Nie mam już do ciebie siły ! - obróciła się na pięcie i wyszła z pokoju trzaskając przy tym drzwiami.
Nie mogła sobie odpuścić tego efektu dramatyzmu. Nie żartowała, naprawdę miała już dość zachowania matki. Ona nawet nie zachowywała się jak matka. Udawała nastolatkę. Problem w tym, że zupełnie jej to nie wychodziło.  Julia miała już dość ciągłego doprowadzania swojej matki do stanu używalności, miała dość własnych trosk i kłopotów. Nie zaliczyła ostatnich egzaminów właśnie z powodu Eleny. Albo zarywała noce, żeby chodzić z nią do klubów i pilnować, by nie zrobiła niczego głupiego, albo zamartwiała się bo Hiszpanka nie wracała do domu przez kilka dni. Ponad to na Julię spadły wszystkie obowiązki w domu. Nie musiała pracować, ale imała się każdej pracy dorywczej, byleby tylko nie musieć spędzać czasu razem z matką, która nawijała niczym nawiedzona nastolatka. Brakowało jej czasu do nauki i mimo, że była ambitna i pracowita w końcu przestała sobie radzić. Potrzebowała po prostu chwili spokoju. Ale jak można znaleźć taką w tym domu wariatów, w jakim żyła odkąd matka rozwiodła się z ojcem i zadecydowała, że wyprowadzają się do Paryża ?
Zarzuciła na ramiona marynarkę, złapała torebkę i wyszła z mieszkania prosto na Champs Elysees. Musiała w spokoju przemyśleć kilka spraw. Skierowała się w stronę Sekwany i jej ulubionych Pól Marsowych. Uwielbiała tam przesiadywać i obserwować turystów tłoczących się w okolicy wieży Eiffle'a. Przechodząc przy wejściu do metra ktoś wcisnął jej do ręki darmową gazetę. Zwolniła kroku i zaczęła ją przeglądać. Jej wzrok mimowolnie padł na dzisiejszą datę w nagłówku. Delikatnie zbladła. Ten dzień. Nawet nie przypuszczała, że to kolejna rocznica. Tego właśnie dnia cztery lat temu wyjechała bez pożegnania. Jak dawno o tym, o nim, nie myślała. Mimo tego wspomnienia nadal w niej żyły. Jak bardzo by nie próbowała, nie potrafiła o nim zapomnieć. Może to jest jakaś myśl. Nie rozpoczynać od nowa, a powrócić do tego, co było ?

*

Cristian zmierzał w stronę jednego z małych boisk, na którym trenowali wychowankowie La Masii. Trener Alevi C poprosił go, by przeprowadził z młodymi piłkarzami jedne zajęcia. Tello był dla chłopców wzorem. Sam kiedyś zaczynał w Alevi ,a teraz przecież gra w pierwszej drużynie Barcelony ! Zbliżając się do murawy słyszał coraz głośniejsze krzyki rozentuzjazmowanych małych graczy.
Przystanął i oparł się o barierkę obserwując poczynania przyszłych następców Leo Messiego czy Gerarda Pique. Na jego twarzy automatycznie pojawił się uśmiech. On kiedyś też taki był. Pełen energii i zapału. Mimowolnie wrócił wspomnieniami do tego, kiedy sam miał dwanaście lat. Kiedy to było ? Wieki temu, zaśmiał się w duchu. Wtedy był pewien, że zawojuje świat. Oczywiście nie sam, bo z Marciem. Byli nierozłączni, razem albo w ogóle. Ta dewiza przysparzała im czasem wielu kłopotów, ale nigdy z siebie nie zrezygnowali. Byli niczym bracia. Z czasem ich tandem zmienił się w trio. Dołączyła do nich ona ... Cristian pokręcił głową, by wygonić z niej demony z przeszłości. Ile to już czasu minęło, odkąd myślał o niej po raz ostatni ? Zdecydowanie zbyt dużo.
Nie chciał psuć sobie dobrego humoru, dlatego wrócił spojrzeniem do chłopców trenujących na murawie. Trener Alevi dostrzegł go i ruszył w jego kierunku.
- Cristian jak miło cię widzieć ! - wykrzyknął i uścisnął mu rękę z uśmiechem - Dziękuję, że zgodziłeś się poświęcić im czas. To naprawdę wiele znaczy dla tych chłopców.
- Ależ to żaden problem, a raczej wielka przyjemność. Taki powrót do przeszłości - Cristian zamyślił się.
- Gotowy na twój debiut trenerski ?
Tello nagle poczuł, że nie, nie jest gotowy. A co jeśli sobie nie poradzi ? Z ich dwójki to Bartra ma podejście do dzieci. Zaczął żałować, że nie zabrał przyjaciela ze sobą.
- Dajcie mi jeszcze pięć minut, muszę założyć korki - spojrzał na swoje stopy ubrane tylko w czarne skarpetki i leżące obok korki Nike.
- Jasne, to ja pójdę ich trochę uspokoić.
Cristian usiadł na ziemi i zaczął wkładać buty. Na jego twarzy po raz kolejny od wejścia do La Masii pojawił się uśmiech. Nie pamiętał kiedy po raz ostatni przyszedł na boisko w samych skarpetkach i dopiero na murawie zakładał korki. Przed oczami mignęło mu wspomnienie delikatnego uśmiechu. Jednak pamiętał. Po raz ostatni stało się to w dniu jej wyjazdu.
Musiał przestać o niej myśleć ! Wizyta w La Masii sprawiła, że powróciły wspomnienia. Niestety nie tylko te dobre z gry w drużynie, ale też te, jak się okazało w końcu, smutne związane z nią. Szybkim ruchem zasznurował buty, podniósł się i ruszył w kierunku młodych piłkarzy.
- Cześć ! - stanął przed stojącymi w rzędzie chłopcami.
- Dzień dobry - przywitali go chórem.
Cristian nadal nie czuł się pewnie, szczególnie, że wpatrywało się w niego piętnaście par roziskrzonych oczu. Miał wrażenie, że zapomniał wszystko, co wiedział o piłce nożnej. Trema, jaka go ogarnęła, przerażała go. Nie, on zdecydowanie nie był gotowy na debiut w roli trenera. To nie jego rola, on powinien kopać piłkę. Z trudem przypomniał sobie, że trening powinno się zacząć od lekkiego truchtu.
- No to zróbcie dwadzieścia kółeczek wokół boiska - powiedział lekko drżącym głosem mając nadzieję, że nikt tego nie dostrzeże.
Dzieci wytrzeszczyły oczy, a ich trener od razu się odezwał :
- Nie uważasz, że to trochę za dużo ?
- No tak ! - walnął się ręką w czoło - Wybaczcie, miały być cztery okrążenia.
Chłopcy odetchnęli z ulgą i zaczęli truchtać. Cristian miał wrażenie, że potem może być już tylko gorzej. Na szczęście jego przeczucia w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach się nie spełniają. Z czasem trening przebiegał coraz lepiej. Chłopcy przestali się wstydzić piłkarza, a sam Tello odzyskał pewność z siebie. Kiedy doszło do mini sparingów dołączył nawet do jednej z drużyn i dzięki temu mogli stworzyć cztery ekipy z czterema zawodnikami w każdej.
Nawet się nie obejrzał, a trening się skończył, a przyszłe gwiazdy piłki nożnej pożegnały się z nim  szerokimi uśmiechami na twarzy zabierając ze sobą autografy Tello na koszulkach. Cristian nie miał zamiaru jeszcze wracać do szatni. Położył się na środku boiska i zaczął oddychać głęboko, by się uspokoić. Bardzo podobała mu się praca z dzieciakami, ale nie powinien był się zgadzać na to spotkanie. Przez wizytę w La Masii wrócił do tego, o czym już chciał zapomnieć i co w sumie prawie mu się udało.
Wśród młodych piłkarzy znalazł takich, w których odnalazł siebie sprzed wielu lat. W sumie to nie tylko siebie, bo w najlepszym przyjacielu dziecka widział Marca Bartrę. Jeden szalony, żywy i roześmiany. Drugi spokojniejszy, bardziej opanowany i próbujący zachować powagę, jednak często oddawał się wpływowi kolegi i razem oddawali się różnym harcom. On i Bartra byli kiedyś tacy sami. Pamiętał, jak wtedy było mu dobrze. Zero problemów, nic, tylko piłka, treningi i zabawa. Szczególnie, kiedy Marc przeprowadził się do cioci do Barcelony. Przeprowadził się i nagle ich duet przerodził się w tandem...
Tello pokręcił głową i podniósł się z murawy. Znowu to robił. Znowu wracał wspomnieniami do niej. Przestała się dla niego liczyć już kilka lat temu. Opuszczając murawę podjął decyzję. Pora zapomnieć o przeszłości, a skupić się na teraźniejszości. To był ostatni raz, gdy o niej myślał. Wsiądzie do swojego samochodu, który zostawił na parkingu La Masii i pojedzie do Loreny, jedynej miłości jego życia.

*

Barcelona,  2005r.

Czternastoletni Cristian z zawzięciem kopał piłkę o ścianę tuż przy drzwiach szatni. Reszta jego kolegów już dawno była w środku i przebierała się po meczu, brakowało tylko jego i bliźniaków Bartra. Do jego uszu dobiegł głośny śmiech jego najlepszego przyjaciela, a także nieco cichszy głos, którego właścicielką byłą kuzynka jego najlepszego przyjaciela. Odkąd Marc i Eric zamieszkali u swojej cioci w Barcelonie, by móc trenować w klubie bez żadnych przeszkód, dwunastolatka spędzała z nim i starszym z braci bardzo wiele czasu. Cristian nie miał nic przeciwko,bo mu nie przeszkadzała. W sumie to można powiedzieć, że nawet lubił Julię.
Najpierw pojawił się przed nim Eric, który uchylił się przed lecącą w stronę ściany piłką. 
- Ogarnij się debilu - warknął młodszy z bliźniaków i zniknął w szatni.
Cristian nigdy go nie lubił i wcale nie miał zamiaru udawać, że jest inaczej. Przed powiedzeniem czegoś, co wywołałoby kłótnię i zapewne bójkę, powstrzymało go pojawienie się Marca i Julii. Młody napastnik nagle zapomniał, że miał zły humor. Uśmiechnął się na widok dziewczynki i złapał piłkę w dłonie.
- Stary, a już myślałem, że rozwalisz tę ścianę  Bartra zaśmiał się i poklepał go po plecach - Trochę spokojniej.
Tello spojrzał na niego spod byka. A już prawie udało mu się zapomnieć, że miał zły humor. Hiszpanka dostrzegła jego skwaszoną minę i odezwała się do niego :
- Wszystko w porządku Cristian ?
- Tak ... nie - jęknął po chwili - No bo nie trafiłem !
- Nie zawsze się da - wtrącił się Marc.
- Ale to była czysta okazja !
- Ale potem miałeś asystę - Julia sie do niego uśmiechnęła - A żeby poprawić ci humor, zapraszam cię na lody. Mama zabiera mnie i Marca i Erica, bo wygraliście. Lecę jej powiedzieć !
Obróciła się na pięcie i pobiegła. Cristian zapatrzył się w punkt, w którym zniknęła.
- Ej, nie gap się za nią ! - Marc walnął przyjaciela w głowę - Przebierz się i idziemy na looooooooooody !
Pół godziny później stali wszyscy przy kasie w kawiarni i próbowali się zdecydować, jakie smaki lodów wybiorą. Cristianowi już dawno temu przeszedł zły humor i teraz z przyjemnością rozmawiał z Marciem o najnowszej grze komputerowej, którą przysłała mu mama z Sabadell.
- Serio ? Smerfowe ? - głos Erica nie mógł być bardziej donośny i bardziej ociekający zniechęceniem. Chłopak patrzył zniesmaczony na młodą Hiszpankę - Matko, jaka ty jesteś żałosna.
Marc od razu ruszył w ich stronę i odciągnął brata od kuzynki.
- Eric, zostaw Julię. To jej sprawa, jaki smak lodów lubi i tobie nic do tego.
- No ale czy ty widzisz jak ona się dziecinnie zachowuje ?!
- Przestań ! Mógłbyś być dla niej trochę milszy, wiesz ? - strofował go brat - To nasza kuzynka. Pamiętaj, że mieszkamy u cioci i jak będziesz się tak zachowywał to w końcu nas wyrzuci. A ja serio chcę grać w Barcelonie.
Eric zrobił obrażoną minę i wyszedł z kawiarni. W tym samym czasie Tello podjął decyzję, by podejść do Julii i ją pocieszyć. Widział, jaką miała smutną minę, bo zabolały ją słowa kuzyna. Cristan bardzo chciał, by na jej twarzy na nowo pojawił się uśmiech, jednak nie zdążył nic zrobić, by tak się stało.
Marc podszedł do kasjerki i głośnym głosem złożył zamówienie :
- Dwa razy po trzy gałki lodów smerfowych poproszę.
Odebrał deser i podszedł z uśmiechem do swojej kuzynki.
- Proszę bardzo, najlepsze lody na świecie.
Hiszpanka wzięła od niego wafelek z lodami i również uśmiechnęła się do niego. Marc był jej najlepszym kuzynem, zawsze się nią opiekował i bronił przed Ericiem, który jej nie lubił. Na dodatek starszy Bartra lubił spędzać z nią czas i zabierał ją na wspólne wyjścia, kiedy spotykał się z Tello i innymi kolegami.
Cristian stał w lekkim oddaleniu i przyglądał się im. Nie wiedząc czemu, poczuł lekki smutek. Przecież to on chciał sprawić, by Julia się uśmiechnęła ...

*

Julia była już pewna, że to,co postawiła, to dobra decyzja. Nie mogła zostać w Paryżu z matką, miała po prostu dość jej i jej głupich pomysłów. Musiała skupić się na sobie, a nie ciągle zajmować się jej problemami. Pamiętała, że w mieście, w którym kiedyś mieszkała, jest bardzo dobry kierunek studii, lepszy chyba niż ten, na którym była teraz w Paryżu. Zadzwoniła przed chwilą do uczelni i mogła powiedzieć, że to jej szczęśliwy dzień. Mieli na wydziale wolne miejsce i mogła przez żadnych problemów przenieść się do Barcelony i zacząć chodzić tam na zajęcia już od poniedziałku. Wystarczyło zrobić jeszcze tylko jedną rzecz. 
Julia odnalazła w książce kontaktowej swojego telefonu jego numer. Nie korzystała z niego, odkąd się wyprowadziła z matką. Po przeprowadzce do Paryża zerwała wszystkie kontakty z ludźmi z Barcelony. Miała jednak nadzieję, że on jeszcze o niej pamięta.
  • Halo ? - odebrał po chwili. Julia uśmiechnęła się do siebie, jego głoś w ogóle się nie zmienił.
  • To ja, Julia - powiedziała drżącym głosem, nagle zaczynając wątpić w powodzenie swojego planu - Pamiętasz mnie jeszcze ?
  • No pewnie, rodziny się nie zapomina ! - wykrzyknął do słuchawki Marc - Co tam u ciebie słychać ? Wszystko w porządku ?
  • Tak ... - zawahała się  na chwilę - Nie, w sumie to nie. Mam dość matki.
  • Jest aż tak źle ? Mama coś opowiadała, że ciocia Elena szaleje w Paryżu, ale żeby aż tak ?
  • Marc, jest jeszcze gorzej - westchnęła i łzy napłynęły jej do oczu - Nie daję już rady.
  • Ejej Julia, tylko mi tu nie płacz - Bartra nawet przez odległość potrafił rozpoznać jej nastrój - Będzie dobrze. Musisz mi uwierzyć. Powiedz mi, czy mogę coś dla ciebie zrobić ?
Cały Marc. Mogła nie odzywać się do niego przez cztery lata, a on i tak chciał jej pomóc. Był jej dobrą wróżką, jej opiekunem. Po prostu najlepszym kuzynem na świecie.
  • Właśnie nie wiem, jak to powiedzieć.
  • Prosto z mostu, jakbyś odklejała plaster.
  • Wiesz, że nigdy tego nie robiłam - zaśmiała się.
  • To prawda, mnie wołałaś - zawtórował jej, ale po chwili spoważniał - No Julia mów.
  • Nie byłoby problemem, jakbym się do ciebie wprowadziła na trochę ? Trochę długo ? Długo ? Bardzo długo ?
  • Możesz nawet i na zawsze. Daj mi tylko znać, a przyjadę po ciebie na lotnisko.
- Dziękuję Marc - powiedziała do telefonu, kiedy już się rozłączyli.
Miała zacząć nowe życie u boku swojej dobrej wróżki. Kuzyn nawet nie wiedział, jak bardzo poprawił jej humor. Dał jej nadzieję. Wróci do Barcelony i wszystko będzie tak, jak dawniej. Wszystko będzie po prostu na swoim miejscu.



~~~~~~~~
Bardzo niespodziewanie napisałam tutaj pierwszy rozdział. Miałam nie publikować na tym blogu aż do czasu zakończenia Fabrique, ale ponieważ na Fabrique jestem aktualnie bardzo obrażona, gdzieś musiałam wykorzystać tę wenę, która mnie rozpierała i  stanęło na tym, że zamiast myśleć o konkretnych scenach z wszystkich moich historii, które oczekują na napisanie, zabrałam się za dokończenie tego rozdziału.

Mam wielką nadzieję, że Wam się podobało.

Byłoby mi bardzo miło, jakby każdy czytający skomentował, ponieważ komentarze są właśnie tym, co mnie motywuje do pisania. Im mniej komentarzy, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że napiszę szybko i z uśmiechem na ustach kolejny rozdział. Także do dzieła !