piątek, 16 maja 2014

Dwa - Spotkanie





Po zakończeniu rozmowy z Marciem Julia od razu wiedziała, co robić. Wróciła do domu i zamknęła się w swoim pokoju, zupełnie ignorując matkę. Elena zasłużyła sobie na to w stu procentach. Spakowała wszystkie potrzebne rzeczy do walizek i zarezerwowała bilet na samolot do Barcelony już na następny dzień. Miała dość Paryża i swojego życia w nim i nie chciała spędzać w nim więcej czasu, niż jest to konieczne. Marc nie widział problemu, by przyjechała do niego już w piątek. Twierdził, że będzie miała czas ponownie zaaklimatyzować się w jej rodzinnym mieście, a także w końcu będą mogli usiąść i pogadać, w końcu przecież nie widzieli się aż pięć lat. Przez ten czas tak wiele wydarzyło się.
Julia nawet nie wyobrażała sobie, jak bardzo brakowało jej dawnego życia, dopóki nie stanęła ponownie w Hiszpanii. Lądowanie w Barcelonie było dla niej szokiem. Już zdążyła zapomnieć jak tu pięknie, słonecznie i że ludzie są zawsze uśmiechnięci i mili. Kolejna różnica pomiędzy Paryżem, a nową Julią. Idąc wśród ludzi na lotnisku postanowiła sobie, że spróbuje się zmienić. Może nie tyle zmienić, co powrócić do tego, jaka była kiedyś, jeszcze przed wieścią, że jej rodzice się rozwodzą i że wyprowadza się do Francji. Przecież ona też potrafiła się śmiać. Miała przyjaciół, z którymi uwielbiała spędzać czas. Miała też jego. Od wyjazdu zupełnie o nim nie myślała ani nie sprawdzała żadnych informacji na jego temat, dlatego postanowiła teraz wypytać o wszystko Marca. Miała nadzieję, że nadal się przyjaźnią. Postanowiła, że na nowo będzie się uśmiechać. Skoro kiedyś potrafiła, teraz też będzie. Nie zapomni o przeszłości, blizny na rękach jej nie pozwolą, ale skupi się na tym, co tu i teraz. Na nowo zacznie cieszyć się życiem. Co jak co, ale Marc Bartra na pewno jej w tym pomoże. Lepiej od jej kuzyna umiał ją rozbawić tylko on. Do dzisiaj wyrzucała sobie, że wyjechała bez pożegnania, jednak to nie była jej wina. Elena wróciła wściekła z sądu, powiedziała, by wzięła torebkę i wpakowała córkę do samochodu. Nawet się nie obejrzała, a była już w samolocie, by rozpocząć nowe, jak się potem okazało, gorsze życie. Matka nauczyła ją, że trzeba ruszyć dalej i początkowo Julia ślepo jej wierzyła. Zapomniała o wszystkim, o nim, o Marcu, o ojcu. Dopiero z czasem dostrzegła to, co naprawdę dzieje się w jej życiu i odnalazła swoją własną ścieżkę, tak różną od tej, którą podążała Elena. Teraz Julia była pewna, że jej ścieżka zamieniła się w autostradę, tak bardzo uważała, że dobrze robi.
Nigdzie nie mogła znaleźć Marca. Rozglądała się wokoło, ale żaden z mijanych mężczyzn nie przypominał jej kuzyna. Nie wierzyła w to, że przez te pięć lat aż tak mocno się zmienił, by nie mogła go rozpoznać. Doszła więc do wniosku, że pewnie zapomniał, że się umówili. Zrezygnowana już miała usiąść na jednej ze swoich walizek na środku hali przylotów, kiedy to stanął przed nią wysoki brunet w czarnych okularach przeciwsłonecznych. Próbowała jakoś go wyminąć, jednak zatrzymał ją chwytając za dłoń.
- Nic się nie zmieniłaś! Nawet ubrania ciągle są czarne.
Tego głosu nie mogła pomylić z żadnym innym na ziemi. 
- Maaaarc! - puściła walizkę i przytuliła się mocno do swojego kuzyna.
- Zaraz mi żebra połamiesz - zaśmiał się.
- Nie da rady, urosłeś - zaczęła się mu przyglądać.
- Mówisz jak babcia za każdym razem, jak do niej jadę. Nie masz tam aby w walizce jedzenia, nie? Ona zawsze chce mnie dokarmiać. Choć może jak wróciłaś, to zajmie się tobą.
- O nie nie nie, mną nie trzeba.
- Skoro nie babcia, to Marc kucharz - zabrał jej walizki - To co, gotowa na wielki powrót do Barcelony?
- Jaki tam wielki - machnęła ręką i ruszyła za nim do drzwi automatycznych.
- Zobaczysz, jak się ludzie ucieszą, że wróciłaś! Większość z nich nadal tu mieszka i chętnie się spotka.
Nie wiedząc czemu, Julia od razu pomyślała o nim. W pewnym sensie przyjechała tu też dla niego, ale nie była jeszcze gotowa, by go zobaczyć.
- Najpierw muszę nadrobić studia.
- Jasne, nie ma problemu. Ale przed studiami, to nadrobimy twoją wagę - uśmiechnął się - I pogadamy.

*

Po raz kolejny w tym tygodniu Cristianowi nie chciało się robić śniadania. Był kulinarnym beztalenciem i nawet zwykłe kanapki sprawiały mu problem. Dobrze, że w piłce nie trzeba było niczego ugotować. Tego poranka wpadł na idealny pomysł. Trening mieli dopiero po południu, na 12.30 był umówiony na mieście z Loreną, więc doszedł do wniosku, że śniadanie zje u Bartry. Jego najlepszy przyjaciel miał w sobie wiele ukrytych talentów, a to że umiał gotować było chyba jego najważniejszym.
Wchodził właśnie po schodach i kierował się do mieszkania obrońcy zastanawiając się przy tym, jak wytłumaczyć to, że w niedzielę przed dziesiątą rano puka do jego drzwi. Stwierdził, że najlepiej powiedzieć prawdę, a raczej półprawdę, czyli że zapomniał kupić sobie jajek na naleśniki. Miał wielką nadzieję, że on uwierzy.
Zapukał do drzwi, jednak nikt mu nie opowiadał. Niemożliwe, by Marca o tej porze nie było w domu. Uwielbiał długo spać, więc pewnie jeszcze wylegiwał się w łóżku. Postanowił obudzić go w jakiś specjalny sposób i liczył, że Nina go nie wyda. Miał szczęście, że przyjaciel na wszelki wypadek dał mu zapasowy komplet kluczy do mieszkania. Dzięki temu mógł teraz bez problemu otworzyć drzwi. Przekręcił klucz w zamku i wszedł do środka. Zdjął buty i po cichu zaczął iść korytarzem w stronę sypialni obrońcy. Problem w tym, że on chyba nie śmiał. Do uszu Cristiana doleciał śmiech przyjaciela. Ale nie tylko jego, jeszcze jakiś damski. Tello momentalnie zatrzymał się na końcu przedpokoju. Marc i dziewczyna? I on o niczym nie wiedział?! Poczuł się ogromnie urażony. Nie żeby przeszkadzało mu to, że jego najlepszy przyjaciel po rozstaniu z Melissą znalazł sobie kogoś nowego, ale mimo wszystko Cristian miał nadzieję, że nie dowie się o tym w taki sposób. Przecież nową dziewczynę trzeba opić! Poza tym cała ta sytuacja wydała mu się trochę podejrzana. Wątpił, by Marc znał ją długo, a już zaprosił ją do siebie - na noc - co zupełnie nie było w jego stylu. Tello przeraził się, że jego przyjaciel zmieni się dla niej i że może stracić. Nie mógł na to pozwolić! Musiał wkroczyć do kuchni zanim będzie za późno!
Jak postanowił, tak od razu zrobił. Wszedł do kuchni i ujrzał Marca siedzącego na blacie wysepki i plecy dziewczyny ubranej w spodnie od dresu i za dużą koszulkę krzątającą się przy kuchence i przewracającą naleśniki. Żadne z nich nie zauważyło wtargnięcia piłkarza, oboje obróceni byli do niego plecami.
- No mówię ci, nadal mam przed oczami jej minę, jak dowiedziała się, że to, co ma na talerzu to żaba! - brunetka się zaśmiała, a Bartra jej zawtórował - Przecież to był kompletny idiotyzm wyjeżdżać do Francji z zerową znajomością języka, ale powiedz to Elenie, a oberwiesz.
Cristianowi coś zaświtało w głowie, jednak od razu odrzucił tę myśl. Nie, przecież to nie mogła być ona. Przecież wyjechała z Barcelony i jak powiedział Marc, miała tu nigdy nie wrócić. Przecież go zostawiła, z premedytacją, bez pożegnania. Nie, to nie mogła być ona. Po prostu nowa dziewczyna Marca od tyłu była do niej bardzo podobna. Postanowił się nie odzywać i poczekać, jak sami go zauważą.
- Ale teraz popatrz, jesteś taka chic - zaciągnął samogłoskę próbując udawać Francuza.
- Kompletnie ci to nie wychodzi Bartra - obróciła się i spojrzała na niego z uniesioną brwią, a patelnia którą trzymała w ręce, bo obrała naleśnika upadła na ziemię.
- Ty za to nie umiesz utrzymać patelni w ręce, słabo z tobą Bartra - pokazał jej język.
- Cristian - wyszeptała wpatrując się w opierającego się o framugę piłkarza z niedowierzaniem. Tyle czasu minęło odkąd widziała go po raz ostatni. Nic się nie zmienił, może tylko wydoroślał, co tylko dodawało mu uroku.
- Co, nie dosłyszałem? Ale jeśli chodzi ci o sprzątanie tego naleśnika, ty to robisz.
Cristian otworzył aż usta ze zdumienia. To jednak była ona. Stała niecałe pięć metrów od niego, prawie identyczna jak pięć lat temu. Taka sama, ale jednak inna. Dojrzalsza, piękniejsza, bardziej pewna siebie. Z Julią z tamtych czasów łączył ją kolor paznokci. Odkąd pamiętał, malowała każdy na inny kolor. Optymistyczne dłonie, zupełnie jak jej dusza i szeroki uśmiech, jak zawsze mawiał jej ojciec. Wróciła do Barcelony. W końcu na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wróciła! Już zapomniał, że chciał jej nie pamiętać, bo tak będzie lepiej. Zapomniał, bo ona właśnie stała na przeciwko niego tak samo zaskoczona, jak on na początku.
- Julia - wymówił delikatnie imię, które przez ostatnie pięć lat dla niego nie istniało. 
Wpatrywali się siebie nie mogąc oderwać wzroku. Minęło tyle lat. Tak wiele się wydarzyło. A jednak ...
Marc w końcu zrozumiał, co dzieje się w jego kuchni. Obrócił się i spojrzał prosto na swojego przyjaciela.
- Jest dziesiąta rano w niedzielę. Co ty robisz w mojej kuchni?
- Ja ... chciałem zjeść naleśniki, a nie kupiłem jajek... - powiedział przygotowane wcześniej wytłumaczenie Tello.
- I przyszedłeś pożyczyć ode mnie?
- Raczej liczyłem, że po prostu coś zjem.
Marc wywrócił oczami, a do kuchni weszła Nina.
- A ty co? Trzeba było szczekać, że obcy w domu - pogłaskał ją za uchem - Jak dalej tak pójdzie, to wymienię cię na psa obronnego.
- Ja nie jestem obcy - burknął Tello i usiadł przy stole.
- Tak, możesz zjeść z nami - Marc się zaśmiał - Idę z Niną na spacer, wrócę za .... - spojrzał na zegarek - No jak wrócę. Smacznego.
Julia spojrzała z zakłopotaniem na Cristiana. Minęło tak wiele czasu. Zupełnie nie wiedziała, jak się zachować. Była świadoma tego, że kiedyś będzie go spotka, ale nie przypuszczała, że stanie się to tak szybko. Kiedy na niego patrzyła odżywały w niej wszystkie wspomnienia. To nic, że miała szesnaście lat, kiedy widzieli się po raz ostatni. Nie da się zapomnieć pierwszej miłości, nawet jeśli bardzo się próbuje.
- No to ... - zaczęła, ale głos się jej załamał. Tello uśmiechnął się do niej pokrzepiająco. Julię zadziwiało to, jak bardzo był opanowany. Widocznie już dawno zdążył o niej zapomnieć. Nie mogła przecież wiedzieć, jak wielka burza toczy się wewnątrz niego - Masz ochotę na naleśniki?
- Pewnie. 
Julia postawiła przed nim talerz i usiadła naprzeciw niego ściskając w rękach kubek z kawą. Zaczął jeść, ale nie mógł się zbytnio skupić na tym, jakie to było dobre, bo Hiszpanka cały czas się na niego patrzyła. Oddałby roczną pensję z klubu, żeby wiedzieć, o czym myśli. Kiedyś bez problemu potrafił odczytać emocje z jej twarzy, ale jak widać z czasem wszystko się zmieniło. Miał nadzieję, że gdzieś w tej dziewczynie siedzącej naprzeciwko niego odnajdzie tę Julię, w której się zakochał ponad dziesięć lat temu.
- Nie jesz?
- Nie - Julia pokręciła głową - Jakoś w Paryżu się odzwyczaiłam od śniadań.
- Paryż. To brzmi nieźle. 
Miał wielką ochotę zapytać, dlaczego wróciła, ale wiedział, że nie może. Tylko by ją wystraszył. A tego nie chciał. Nie mógł na nowo jej stracić.
- Tak - westchnęła i przeczesała nerwowo włosy.
- Hej Julia, coś się tam stało? - odłożył widelec na talerz i spojrzał na nią z troską. Mogłoby minąć nawet i pięćdziesiąt lat, ale on i tak chciałby ją chronić. Nie udało mu się dwa razy, za trzecim musi.
- Nie, to nic takiego - odwróciła wzrok. Nie chciała go zamęczać swoimi problemami. Jeszcze trochę, a zacznie tu przy nim płakać, a tego by sobie nie wybaczyła.
- Przecież widzę. Dlaczego wyjechałaś?
- Przez mamę.
- No co ty?  Przez panią Elenę? - zrobił zdziwioną minę.
- Jakbyś teraz nazwał ją panią, to by się  na ciebie obraziła. To jest Elena.
- Nie rozumiem.
- Moja mama zrobiła się młoda i cool.
- Kurczę, to nie za dobrze - uśmiechnął się pokrzepiająco - Ale przejdzie jej.
- Wątpię - westchnęła i zamrugała, by powstrzymać łzy - No i jeszcze byłam zagrożona na studiach. I ja ... ja po prostu nie dawałam rady już.
- Nie płacz! - Cristian poderwał się ze swojego krzesła i wziął ją w ramiona, jak tylko zobaczył łzy w jej oczach. Wytarł je kciukiem i objął ją mocno - Jestem przy tobie, ciii - powtarzał kojącym głosem.
Pamiętał jeszcze czasy, kiedy ona była dla niego wszystkim. Nie dało wyrzucić się z pamięci tego, jak ważna dla niego była. Nigdy nie mógł patrzeć na to, jak była smutna. Kiedyś pewnie rzuciłby jakiś durny żart, byleby tylko na jej twarzy pojawił się uśmiech, ale wiedział, że teraz to nie moment na to. Oboje dorośli. Teraz wystarczyło, że był przy niej. Nie był przy niej, kiedy jej rodzice sie rozwodzili, wiec będzie teraz. Nie czuł żadnych wyrzutów sumienia, że trzyma w ramionach dziewczynę, która nie była Loreną. To była Julia, co tłumaczyło każde jego zachowanie.
Już zdążyła zapomnieć, jak cudownie zawsze czuła się w jego ramionach. Nie mogła teraz zrozumieć, dlaczego go kiedyś odrzuciła. Była taka głupia. Wtuliła się w niego i próbowała opanować płacz, nie chciała pomoczyć mu koszulki. Zapach jego perfum sprawił, że na chwilę zapomniała o wszystkim. Liczył się tylko Cristian. Przez te pięć lat nie dopuszczała do siebie tego, jak bardzo za nim tęskniła. Uniosła wzrok i spojrzała spod rzęs na piłkarza. Jego twarz była tak blisko jej. Zdecydowanie zbyt blisko.
Ciszę panującą miedzy nimi przerwał dźwięk telefonu Tello. Odsunął się szybko od Julii i odebrał.
  • Halo skarbie, gdzie jesteś? - usłyszał głos Loreny.
  • U Marca na śniadaniu.
  • Czemu nie u siebie? 
  • Bo nie miałem jajek na naleśniki, a u Bartry zawsze są jajka.
  • Taaaaaak - Lorena nie brzmiała na przekonaną - Dlaczego masz taki dziwny głos?
  • Ja? Wydaje ci się.
  • Kochasz mnie?
  • Co to w ogólne za pytanie? - zaśmiał się nerwowo.
  • Odpowiedz Cristian.
  • No pewnie, że cię kocham.
  • Spotkamy się wcześniej?
  • Kiedy?
  • Teraz? W tym samym miejscu, w którym byliśmy umówieni na później.
  • Dobrze, już się żegnam z Marciem i jadę - rozłączył się.
- Pożegnasz się z Marciem? - Julia uniosła brew, kiedy Cristian włożył telefon do kieszeni spodni i odwrócił się w jej stronę.
- Emm, mojej dziewczynie lepiej jest tak powiedzieć.
Ma dziewczynę. Z trudem udało się Julii ukryć to, co poczuła, kiedy to powiedział. Najwyraźniej Cristian ruszył dalej. 
- Dlaczego? 
- Mogłaby być zazdrosna.
- Nie ufa ci?
- To nie tak. Po prostu Lorena jest .... - zamilkł na chwilę szukając odpowiedniego słowa - specyficzna.
- Rozumiem - Julia pokiwała głową. Na pewno musiała być cudowna. Cristian na pewno na inną by nie spojrzał. 
- Naprawdę muszę już iść - powiedział ze smutną minę - Ale zobaczymy się jeszcze, trzymaj się.
Zbliżył się w jej stronę sprawiając wrażenie, że chce pocałować ją w policzek, jednak w ostatniej chwili poklepał ją tylko przyjacielsko po ramieniu i ruszył do wyjścia.
Julia usiadła ponownie przy stole i wzięła kubek w dłonie. Kawa już wystygła, ale nie zwróciła na to uwagi. Wyrzucała sobie, że ze spotkaniem Cristiana zbyt wiele sobie wyobraziła. On ruszył dalej, ona też powinna. Tylko dlaczego napawało ją to takim smutkiem?

*

Barcelona, 2007r.

Ostatnimi czasy wszystko układało się po myśli Cristiana. W końcu miał swojego przyjaciela i jego kuzynkę tylko dla siebie. Nie powinien być zawistny, ale bardzo się ucieszył, że Eric doznał kontuzji i nie mógł już grać. Jeszcze bardziej spodobała mu się wiadomość, że nie ma już po co mieszkać w Barcelonie i wraca do St. Jaume dels Domenys. Nigdy nie lubił młodszego brata swojego przyjaciela. Uważał, że nie jest on dobrą osobą. Eric zawsze traktował wszystkich z góry i nieuprzejmie, szczególnie Julię, która przecież nigdy mu nic złego nie zrobiła. Odkąd wyjechał o wiele przyjemniej odwiedzało mu się przyjaciela w domu jego ciotki i spędzało się z nim czas.
Z okazji tego, że mieli dzisiaj wolne sobotnie popołudnie postanowili wybrać się całą trójką - on, Marc, Julia - na plażę. Niestety nie było na tyle ciepło, by mogli wskoczyć do morza, dlatego tylko spacerowali sobie jego brzegiem. Julia z Marciem szła z przodu i opowiadała mu coś z przejęciem. Nie chciał się dołączać i jej przeszkadzać.
- No ale ja nie rozumiem, dlaczego ty nie chcesz jej przeczytać Marc!
- Bo ta książka jest gruba - mruknął jego najlepszy przyjaciel.
- Ale jak już raz zaczniesz, to się nie oderwiesz.
- Wiem właśnie. Sezon trwa w najlepsze, nie mam czasu na książki.
- Ale ona jest taka zupełnie w twoim stylu.
- Julia nie kuś mnie  - zaśmiał się.
Szedł z tyłu i przyglądał się kuzynce najlepszego przyjaciela. Uwielbiał na nią patrzeć, była taka śliczna. Zupełnie nie czuł tego, że była od niego dwa lata młodsza. Wiele razy ganił się za to, że myśli o niej w bardzo poważny sposób, jednak nie mógł nic na to nie poradzić. Julia po prostu mu się podobała. I to bardzo. Wiedział jednak, że nie może nic zrobić w tej sprawie. Była kuzynką jego najlepszego przyjaciela. Marc nie dałby mu swojego błogosławieństwa, prędzej by go zabił. Za bardzo troszczył się o swoją kuzynkę. Problem w tym, że Cristian też chciał. Przecież to nic złego, prawda?

*

Spacerowali z Loreną już od godziny po uliczkach Barcelony. Mimo że słuchał, co jego dziewczyna do niego mówi, nie potrafiłby tego powtórzyć. Myślami był całkowicie gdzie indziej. Nic nie mógł na to poradzić, ale ciągle powracał do spotkania z Julią. Jej powrót całkowicie go zaskoczył. Sprawił, że odżyły w nim stare wspomnienia, które upchnął gdzieś z tyłu głowy.
- Cristian mówię do ciebie - Lorena pociągnęła go za rękę
- Co? A tak kochanie, zgadzam się z tobą.
- Świetnie - poprowadziła go do pobliskiej kawiarni i stanęła w kolejce, by zapłacić za lody.
- Jakie panu podać? - zapytała ekspedientka.
- Ja żadnych nie chcę, moja dziewczyna zamawia.
Lorena długo wpatrywała się w różne rodzaje lodów, nie mogąc się zdecydować.
- Smerfowe poproszę - wybrała w końcu - Każdy chciałby się znowu poczuć dzieckiem choć na chwilę.
Cristian spojrzał przez witrynę na ludzi spacerujących po mieście. Ogarnęły go wyrzuty sumienia. Dlaczego zamiast myśleć o swojej dziewczynie, znowu myślał o innej? Dlaczego przed jego oczami stanęła dwunastoletnia smutna Julia? 



~~~~~~~~~

Wróciłam. W końcu udało mi się odnaleźć w sobie choć trochę weny. Mam nadzieję, że wybaczycie mi, że rozdział nie jest najwyższych lotów, ale naprawdę tyle się ostatnio u mnie dzieje, że nie potrafię pisać. 

Obiecuję, że zabierzemy się Izą za drugi rozdział na nasze opowiadanie, ale ona niestety również przeżywa zanik weny. Nam ostatnio wszystko dzieje się podobnie ;c